Post by JarosÅaw SokoÅowskiPost by FEniksPost by JarosÅaw SokoÅowskiPost by FEniksPost by AnimkaDo tego trzeba bardzo ostrego, sprężystego, cienkiego i długiego noża.
Takiego nie mam na wyposażeniu. O zgrozo! Bo pewnie mistrzowie od
wszystkiego taki mają.
Ja to się nie znam, ale nie chciałabym trzymać w domu takiego noża.
No, ja też się będę trochę bała, zwłaszcza że mój synek kilka razy
dziennie robi mi rewizję wszystkich kuchennych szuflad i szafek.
A żadne zabezpieczenia nie stanowią dla niego problemu. ;)
Ja w dziecięctwie swoim bardzo lubiłem bawić się *wszelkimi* sprzętami
kuchennymi. Właściwie to do dzisiaj mi to zostało.
A równie mocno interesowałeś się zawartością garnków i talerzy, czy to
przychodzi z czasem?
Chodzi o to, czy byłem niejadkiem? Byłem. Ale tylko w pewnym sensie.
To znaczy nakarmić mnie byle czym, byle gdzie, było trudno. Ale w domu
dzieciństwa mego kuchnią zajmowała się ciotka Giena. Siostra babci.
A to oznaczało, że byle co w garnkach i talerzach znaleźć się nie mogło.
Nawet w trudnych gomułkowskich czasach. Ciotka wojnę przetrwała we Wiedniu.
Jak tutaj zaczynało się źle dziać, galicyjski fabrykant, u którego pracowała,
wiedeńczyk, starał się jak mógł pomóc swojej załodze. Trafiła do jego domu,
najpierw zarejestrowana jako "gość", a gdy gość z Polski mógł wydać się
czymś podejrzanym, uzyskała papiery "kucharki". I tak oto młoda kobieta
w wiedeńskiej kuchni miała okazję nauczyć się wiedeńskiej kuchni. A potem
praktykować ją u nas.
Przychodzi z czasem, z tym że u mnie czas ten nadszedł szybko. Już bardzo
wcześnie interesowało mnie co się je, jak się je, jak to się przyrządza.
Za sprawą Ciotki kuchnia stąła się dla mnie ważnym elementem tzw. kultury
materialne. I nie tylko materialnej. Od najmłodszych lat w tym wszystkim
uczestniczyłem.
Jarek
PS
Będąc niewiele starszy od wyżej wzmiankowanego synka, poznawałem pierwsze
litery, za pomoc dydaktyczną mając żółtą puszkę UNRRA (też ciotka poniekąd)
po mleku w proszku, w której w domu trzymaliśmy mąkę.
Dobry dzieciak byłeś :-) Pewnie jako małemu dzieciakowi garnek czasami
służył do bębnienia jak na perkusji?
Mój wnuczek zainteresował się środkami czystościowymi jak miał z 1/5
roku. Dobrze, że akurat tam wtedy poszłam. Córeczka przysnęła, a
dzieciak zamiast bawić się zabawkami to usiadł sobie w lazience na
podłodze, powyciągał z szafki wszystkie proszki do prania, jakieś cify
nie cify i wszystko skrupulatnie przeglądał. Jak mnie zobaczył to tak
się ucieszył, że o tych nieznanych "zabawkach" zapomniał. Córeczka była
zszokowana i miala poźniej już nauczkę na przyszłość. Dzieciak miał tak
dużo zabawek i książeczek, ze 2 laptopiki nawet, 2 rowerki stały w kącie
(jeszcze nieprzydatne), organy. Ciągle coś dostawał od córki koleżanek z
zagranicy, od chrzestnej i rodziny, ale widocznie mu się już to
opatrzyło. Raz ten mały karakan wszedł pod stół i oglądał z
zaciekawieniem każde łącze, drewienko, śrubki. Jak jakiś ekspert.
Śmiałam się, że on to chyba stolarzem będzie. Teraz już chodzi do szkoły
i od I klasy mają informatykę, więc pewnie jego zainteresowania jeszcze
moga się zniemić.
Lubił jeszcze jakiś czas temu-jak miał 4 latka ukladać puzle i zawsze
robotę wykonał :-)
Tak przy okazji, bo mi się teraz przypomniało, że nie podobało mi się,
że mój ojciec zamiast jeść chleb ukrojony normalnie, to odrywał sobie po
kawałku (np. do zupy) i jadł.
Po iluś tam latach pewien dyplomata (mały człowieczek, już nie żyje)
opowiadał w telewizji jakie zasady obowiązują przy posiłkach i rozmowach
z dyplomatami i "wysokimi osobistościami" w kraju i za granicą przy
stole. Otóż kultura makazuje, żeby chleb sobie łamać a nie gryżć z
kromki, żeby w razie czego w rozmowie nie mieć buzi napchanej jadlem, bo
przecież trzeba rozmawiać. Doceniłam już ojca :-) Był u Niemców w czasie
wojny, to może ten nawyk stamtąd przywiózł, bo dyplomatą nie był, ale
bajki wszystkie znał na pamięć, nawet bajki Andersena, poza tym biblię,
chociaż do kościola to tak nie "latał".
--
animka