Post by FEniksPost by JarosÅaw SokoÅowskiZ tymi certyfikatami to oczywiście zabawa, przynajmniej ja to tak
odbieram. A skoro zabawa, to karteczka przy każdym rogalu byłaby
na miejscu. W tej tradycji najbardziej podoba mi się jej lokalność.
Myślę, że to jest tak jak z oscypkiem - żeby coś się mogło tak nazywać,
musi spełniać jakieś wymogi, np. odpowiednią zawartość mleka owczego.
Nie wiem, co jest kluczowe w marcińskich rogalach. Czy samo nadzienie,
czy ciasto? Bo chyba nie miejsce ich powstawania, czyli teren
Wielkopolski?
Z oscypkiem jest inaczej. Oscypki produkowane są zgodnie z regulacjami
unijnymi, a rogale -- cechowymi. Unijne prawo w takich razach zawsze
określa miejsce powstania. W przypadku oscypka wymienione są powiaty,
w których można je wytwarzać. Jeśli ktoś chce wyrabiać tam oscypki,
wyrabia, o pozwolenie pytać nie musi.
Post by FEniksNatomiast na pewno wiadomo, że chodzi o pieniądze.
Tak, jeśli starszyzna cechowa otrzyma odpowiednią gratyfikację, to
świętomarciński certyfikat może otrzymać nawet cukiernia z Shenzhen.
Post by FEniksPost by JarosÅaw SokoÅowskiDo niedawna jeśli kogoś nic nie łączyło z Wielkopolską, to o rogalu
nie miał pojęcia. Oraz sezonowość wypieku. Trochę więc szkoda, gdy
glejty rozadaje się cukiernikom z Wrocławia czy Warszawy.
Pewnie, że najlepiej tradycja smakuje, kiedy jest spożywana na
terenie jej pochodzenia. Choćby i sam produkt wcale nie był lepszy.
A podejrzewam, że nie wszyscy cukiernicy w Poznaniu mają papiery
na te "prawdziwe" rogale.
Kiedyś rozmawialiśmy tu o wpływie, jaki 'genius loci' ma na kubki
smakowe. Na moje ma duży. Człowiek zjadł coś niby zwyłego w niezwykłych
okolicznościach przyrody -- i już mu się na długo spoił ten smak z onymi
okolicznościami. Ale jest też oddziaływanie odwrotne. Jada się rzeczy
specyficzne dla regionu i nawet tego nie zauważa. Dość jednak, by ktoś
poczęstował przywiezionym skądeś lokalnym wyrobem, a już czuje się coś
z podróży. To własnie słodycze najczęściej stanowią napęd wehikułu
wyobraźni. Dla mie podróż to zawsze radość. Obojętne, czy do Poznania,
czy na drugi koniec świata.
Post by FEniksPost by JarosÅaw SokoÅowskiPost by FEniksBiedronkowe były coś około 4zł za sztukę. Ale przysłali mi przedwczoraj
reklamę, że przy zakupie iluś, chyba 4 sztuk, jest 3,49zł za sztukę.
No to chyba były bez certyfikatu. Do biedronki też by mogli raz w roku
przywozić z Poznania.
Głowy bym nie dała, ale chyba były opisane na pudełku jako oryginalne.
Może jeszcze dzisiaj dostali świeże? Przy okazji zajrzę jeszcze.
Może dlatego ich brakło, bo cukiernicy wykupili by po dychu sprzedawać
certyfikowane rogale?
Post by FEniksPost by JarosÅaw SokoÅowskiAle może rogal pójdzie inną drogą -- będzie dostępny w całym kraju
o każdej porze roku. Stanie się obowizkowy jak wuzetka. Wuzetki też
są chyba nie tylko w Warszawie.
Podobnie z napoleonką, sernikiem wiedeńskim, tortem szwarcwaldzkim,
Sachera itd.
Znowu inaczej. Sernik wiedeński rozpowszechnił się po świecie w czasach,
kiedy "brand" nie był tak ważny jak smak. Ludzie piekli i jedli bo dobry,
a nie bo wiedeński. A napoleonka to już w ogóle nie wiadomo skąd by miała
czerpać prawa licencyjne. Zresztą "napoleonka" jest w Warszawie (rozumiem,
że we Wrocławiu również), a w Krakowie i w Galicji jet to "kremówka".
O, własnie, wczoraj odkryłem w biedronce "Kremówkę Wadowicką". W torebce,
do samodzielnego wypieku.
Jarek
--
Navigare necesse est, vivere non est necesse.