Discussion:
Prosecco
(Wiadomość utworzona zbyt dawno temu. Odpowiedź niemożliwa.)
Jarosław Sokołowski
2018-08-09 21:35:14 UTC
Permalink
Prosecco najlepsze jest gdy upał srogi. Tak jak wszystko co chłodne
i perliste. Tu by można było temat zakończyć, gdyby rzecz potraktować
pobieżnie. Ale to nie ten przypadek.

Lubię gapić się w mapę. A już zwłaszcza lubię wtedy, gdy droga przede
mną. Wyobraźnia działa. I umyśliłem sobie niedawno, że nie trzeba mi
drogi nadłożyć więcej niż sto kilometrów, by zobaczyć maiasto Prosecco.

Miasto to wiele powiedziane. Kilka ulic na krzyż. Ale ja lubię tekie
miejsca. Przedmieście Triestu. Triest jest taki, jakim kiedyś był Lwów.
To znaczy włoski w całym swym jestestwie, ale jego przedmieścia już nie
-- gdzie się kończy miejskość, tam zaczyna się słoweńskość. I jest też
ów Triest trochę jak Gdańsk w dwudziestoleciu. Jeszcze z dziesięć lat
po drugiej wojnie było tu "Wolne Miasto Triest", które nie należało
ani do Italii, ani do Jugosławii. Zdaje się, że dopiero w połowie lat
siedemdziesiątych wszystko mu w papierach uporządkowano.

Tak więc na płotach podtriestańskich domostw wiszą skrzynki na listy
z napisem "Pošta", zgoła niewłoskim. Napisy na drogowskazach są
dwujęzyczne -- pod "Prosecco" jest "Prosek".

Kidyś, gdy opowiadałem o chorwackim prošku, padło pytanie, czy to ma
coś wspólnego z prosecco. Odpowiedź nie taka prosta, bo choć podejrzenie
o italskie zapożyczenie na grunt słowiański się narzuca samo, to jednak
prosecco lekkie i perliste, a prošek przciwnie, ciężki i lubiący długo
leżeć w beczce.

Jak jest z chorwackim proškiem, tego do dziś nie wiem, ale wszystkie
pisane źródła podają, że (tak mi się wcześnie wydawało) rdzennie włoskie
słowo "procecco" jest w istocie przetworzeniem słoweńskiego/słowiańskiego
słowa "prosek", które to na gruncie polszczyzny funkcjonuje jako "przesieka",
czyli droga albo ścieżka wyrąbana w lesie. Do lokalnej geografii pasuje
to jak ulał. Nazewnictwo kulinarne nie jest jak widać wcale tak oczywiste
i proste (choć gdyby Włosi brali od nas, to by im było nawet bliżej z
przesieki do prosecco).

Jarek (z kieliszkiem przesieki)

PS
Nikt tu ostatnio nic nie pisze. Może nawet nikt nic nie czyta, to znaczy
nie próbuje nawet. Napisałem, by to sprawdzić.
--
On w termosie miał Prosecco
Chwycił i wychylił do dna
Za to ona była lekko głodna
d***@gmail.com
2018-08-10 06:03:54 UTC
Permalink
Ja czytam.

Po co pisać skoro nie ma żadnych :
porad kulinarnych
ciekawych propozycji dań
słów zachęty
krzty zrozumienia

Za to jest:
XL która idę o zakład zaraz to skomentuje.
A jeżeli nie skomentuje bo uzna że jej się to nie opłaca to wyleci z tekstem do kogo posłała skargę lub zażalenie o niski poziom usług stare mięso czy muchy w nosie .... Kogo to interesuje ?

PS:
Ja bez kieliszka w rączce (chociaż mógłby być) sprawdziłem wczoraj jaki wpływ na organizm ma obiad złożony ze schaba z tłustymi frytkami polanym majo i keczapem.
Do tego lody i mały portwain. Przy obecnych temperaturach okazuje się że wpływ takiego dania jest kojący i głęboko relaksujący.
Jarku pozdrawiam
FEniks
2018-08-16 19:24:26 UTC
Permalink
Post by Jarosław Sokołowski
Prosecco najlepsze jest gdy upał srogi. Tak jak wszystko co chłodne
i perliste. Tu by można było temat zakończyć, gdyby rzecz potraktować
pobieżnie. Ale to nie ten przypadek.
Lubię gapić się w mapę. A już zwłaszcza lubię wtedy, gdy droga przede
mną. Wyobraźnia działa. I umyśliłem sobie niedawno, że nie trzeba mi
drogi nadłożyć więcej niż sto kilometrów, by zobaczyć maiasto Prosecco.
Miasto to wiele powiedziane. Kilka ulic na krzyż. Ale ja lubię tekie
miejsca. Przedmieście Triestu. Triest jest taki, jakim kiedyś był Lwów.
To znaczy włoski w całym swym jestestwie, ale jego przedmieścia już nie
-- gdzie się kończy miejskość, tam zaczyna się słoweńskość. I jest też
ów Triest trochę jak Gdańsk w dwudziestoleciu. Jeszcze z dziesięć lat
po drugiej wojnie było tu "Wolne Miasto Triest", które nie należało
ani do Italii, ani do Jugosławii. Zdaje się, że dopiero w połowie lat
siedemdziesiątych wszystko mu w papierach uporządkowano.
Tak więc na płotach podtriestańskich domostw wiszą skrzynki na listy
z napisem "Pošta", zgoła niewłoskim. Napisy na drogowskazach są
dwujęzyczne -- pod "Prosecco" jest "Prosek".
Kidyś, gdy opowiadałem o chorwackim prošku, padło pytanie, czy to ma
coś wspólnego z prosecco. Odpowiedź nie taka prosta, bo choć podejrzenie
o italskie zapożyczenie na grunt słowiański się narzuca samo, to jednak
prosecco lekkie i perliste, a prošek przciwnie, ciężki i lubiący długo
leżeć w beczce.
Jak jest z chorwackim proškiem, tego do dziś nie wiem, ale wszystkie
pisane źródła podają, że (tak mi się wcześnie wydawało) rdzennie włoskie
słowo "procecco" jest w istocie przetworzeniem słoweńskiego/słowiańskiego
słowa "prosek", które to na gruncie polszczyzny funkcjonuje jako "przesieka",
czyli droga albo ścieżka wyrąbana w lesie. Do lokalnej geografii pasuje
to jak ulał. Nazewnictwo kulinarne nie jest jak widać wcale tak oczywiste
i proste (choć gdyby Włosi brali od nas, to by im było nawet bliżej z
przesieki do prosecco).
Zawsze myślałam, że "prosecco" to takie wino, które miało potencjał, by
być "secco", ale mu na to nie pozwolono. I że stąd nazwa.

Ciekawe to wszystko, co piszesz, ale... to zbaczanie z drogi, Triest i
wino kojarzą mi się z tragiczną historią sprzed 250 lat. Więc uważaj! ;)

PS: Ja w tym roku zachwyciłam się winami z winogron dojrzewających na
wulkanicznej ziemi.

Pozdrawiam
Ewa

Loading...