Post by XLPost by TrybunAle na tym też trzeba się dobrze znać. Gdy trafiłem na wieś to pierwszą
rzeczą jaką zrobiłem było postawienie wędzarni. O ile ryby (jesiotr,
karp czy węgorz) z niej to autentycznie palce lizać, to wędzonki i
wędliny ze sklepu lepiej mi smakują.
Ja po domowych już nie mogę nawet patrzeć na sklepowe. Stoiska z wędlinami
naprawdę! omijam z daleka. Przecież to się nie nadaje do jedzenia - dwa dni
i do wyrzucenia, bo zielone i obślizłe. Brrrr!
Można to wytłumaczyć tym że masz już wypracowane metody. Wędzenie wbrew
pozorom to nie taka prosta sprawa. Łatwiej pewnie wygrać w totoloto niż
nowicjuszowi uwędzić zjadliwie, dajmy na to szynkę.
Oczywiście masz rację - nie dość że jakieś te wędliny marketowe
sztuczne, to wcale nie ma pewności że to towar świeży. Za to w
niewielkich sklepikach masarsko-rzeźnickich, zwłaszcza takich z
tradycjami idzie dostać wędliny dość dobrej jakości.
Post by XLPost by TrybunNawet nie zdawałem sobie sprawy że coś można zrobić z tego sklepowego
mleka..
Można, można, choć parę lat się przed tym broniłam. Poki to sklepowe mleko
jeszcze jest mlekiem, to można. Przynajmniej odpada mi samodzielna
pasteryzacja, która w przypadku gara z 16 litrami mleka nie przebiega w
domowych warunkach książkowo (długi czas ogrzewania do odp. temperatury
oraz trudność z szybkkm schłodzeniem).
Jednak boję się, że za jakiś czas sklepowe mleko stanie się „mlekiem”...
:-(((
A jest to prawie pewne - "postęp". Tylko dlaczego tego postępu nie
widać w innych dziedzinach niż produkcja żywności.. Komu aż tak
przeszkadza smak w jedzeniu?
Post by XLPost by TrybunPost by XLPost by TrybunAlbo zwyczajna,
taka gruba, w papierowej otoczce.
Zwyczajna była zawsze w jelicie - przynajmniej u nas. Raczej cienka, ale z
tych cienkich grubszych :-)
W „papierowej” (osłonka białkowa) była krakowska, żywiecka itp. Jeśli było
cokolwiek w ogóle, oczywiście.
Ja pamiętam tą "zwyczajną" z Poznania,. Była ona w papierowej otoczce w
rozmiarze dzisiejszej np. żywieckiej, zresztą poza smakiem ta dzisiejsza
żywiecka jest prawie kopią tamtej zwyczajnej.
Nasza kielecka zwyczajna pachniała pięknie i smakowała wyśmienicie (teraz
to wiem, przez porownanie do dzisiejszych „wędlin”), a kiedyś miałam ją w
głębokiej pogardzie.
Dziś ślinka mi leci na wspomnienie...
Ja kiedyś lubiłem zwyczajną. Aczkolwiek od czasu do czasu zdarzał jej
się taki dziwny posmak.. Ludzie mówili że to był to efekt eksperymentów
Gierka z krylem., tak że podobno eksperymentalnie dodawali go m.in do
niektórych partii zwyczajnej.